czwartek, 31 stycznia 2013

Rozdział 3

Kolejna data. Kolejna godzina. Tym razem inne miejsce

Drogi Powierniku !

          Nigdy więcej nie wezmę alkoholu do ust. Przysięgam. Tym razem serio. Zawsze moje "libacje" źle się dla mnie kończyły, ale nigdy nie aż tak źle. Coś czuję, że do końca życia popamiętam tę imprezę. Czuję się taka... nie potrafię tego określić. Może, gdy opowiem Ci wszystko od początku dojdę do ładu i składu z moimi emocjami. A zaczęło się to tak...

          Odstawiona jak szczur na otwarcie kanału, oczywiście spóźniona dotarłam w końcu na miejsce. Myślałam, że Dolores wynajmie cały klub, lecz ona pokusiła się "tylko" o lożę dla VIP-ów. Już na wejściu skupiłam na sobie wzrok kilku mężczyzn. Właśnie o to mi chodziło, dlatego ubrałam się tak a nie inaczej. W czarnej, skórzanej mini i złotym gorsecie prezentowałam się świetnie (nie moje słowa). Całości dopełniały fioletowe szpilki i srebrna torebka. Prawie całkowicie zrezygnowałam z biżuterii, założyłam jedynie mój ulubiony naszyjnik z koroną. Po miłym przywitaniu z dziewczynami i krótkich ploteczkach wyruszyłyśmy na parkiet. Pierwsze 2 piosenki przetańczyłyśmy razem, potem każda z nas znalazła swojego partnera. Mój był wysoki, umięśniony i miał czarujący głos. Nie dowidziałam rysów twarzy, bo wtedy na pewno domyśliłabym się, że to ON. Przetańczyliśmy kilka piosenek, po czym poszliśmy czegoś się napić. Nawet nie zauważyłam, gdy z jednego drinka zrobiło się siedem. Mój organizm nie przyjął tego za dobrze, tak więc każda próba odejścia od baru kończyła się zawrotami głowy. Piłam coraz więcej, a ostatnie co pamiętam to to, że mój przystojniacha obiecał, że po imprezie odwiezie mnie do domu. Nie odwiózł mnie do domu, a wręcz zabrał do hotelu, gdzie rankiem przeżyłam piekło.

          Obudziłam się w ekskluzywnym hotelu, okryta jedynie prześcieradłem i przytulona do Ramosa. Próbowałam wstać, lecz kac morderca nie odpuścił i szczytem moich możliwości było podniesienie się do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się po gustownie urządzonym pokoju. Wszędzie walały się moje i jego ubrania.  -Ja...on...wczoraj...Boże...- pomyślałam, po czym jeszcze szczelniej owinęłam się prześcieradłem. Przez moją głowę przewinęło się tysiące myśli. Próbowałam sobie przypomnieć co się wczoraj działo, ale film urwał mi się przy barze. Jak ja mogłam być tak głupia i nie zauważyć, że on to on. Przecież ten głos... Ja wiedziałam, że skądś go znam, że gdzieś już go słyszałam. Jak to się stało, że go nie rozpoznałam? Jak to się stało, że ja się z nim dobrze bawiłam. Przecież ja go nienawidzę! Muszę zapomnieć o tym, co się stało, ale przy nim to niemożliwe. Po co ja szłam na tę imprezę? Od początku wiedziałam, że to się nie skończy dobrze. Jestem beznadziejna.

          Jeżeli myślisz, że na tym historia się kończy to grubo się mylisz. To dopiero początek. Dzisiaj skoncentruję się na faktach. Muszę to z siebie wyrzucić. Uczuciami zajmę się kiedy indziej.
Zdołałam się jakoś zwlec z łóżka, ubrać się i dotrzeć do domu. Była godzina 12, więc do popołudniowego treningu miałam jeszcze sporo czasu. Próbowałam pozbierać myśli, biorąc gorącą kąpiel z moim ulubionym francuskim olejkiem. Tę czynność przerwał mi dzwonek do drzwi. Niespecjalnie się śpiesząc, ubrawszy się, poszłam zobaczyć kto mnie odwiedził. Widok tej osoby pod moim domem sprawił, że załamałam się do końca.
          -Witaj Słoneczko- chciał mnie pocałować, ale się odsunęłam. Po kiego grzyba on tu przyjechał? Cały mój w miarę znośny humor ulotnił się tak szybko jak zapach mego olejku. Ughhh! Jak ja go nienawidzę.
          -No cześć. Po pierwsze: nie całuj mnie. Po drugie : nie nazywaj mnie 'Słoneczkiem'. Po trzecie: czego chcesz? - odpowiedziałam w swoim stylu, czyli opryskliwie. Niech sobie nie myśli, że skoro po pijaku się z nim przespałam, to coś z tego wyjdzie. To była jednorazowa przygoda, jakich wiele.
          -Coś Ty kochanie taka chamska?- Ludzie trzymajcie mnie, bo myślałam, że go tam uszkodzę. Jakim prawem on nazywa mnie swoim kochaniem, ja się pytam?
          -Nie mów tak do mnie ! I nie chamska tylko normalna. - Tylko lata praktyki sprawiły, że zachowałam spokój.
          -Ale skarbie, skoro jesteśmy razem, to chyba naturalne, że będziemy się do siebie czule zwracać moja Kiziu-miziu. - W tym momencie przesadził. Że niby ja z nim razem? Ktoś tu nadużywa alkoholu/narkotyków/innego cholerstwa (niepotrzebne skreślić). Aż się zapowietrzyłam!
          -Coś Ci się chyba pomyliło! Prędzej piekło zamarznie, niż my będziemy parą! - Wykrzyczałam. Przestałam się kontrolować. Ta informacja mnie dobiła. Przecież ja i on nie możemy być razem! Nie wytrzymałabym z takim idiotą! Nawet nie pamiętam czy jest dobry w łóżku!
- No ale zobacz, nawet w gazetach piszą, że jesteśmy razem...- pomachał mi przed oczami plikiem brukowców. Na okładce każdego z nich było nasze wspólne zdjęcie. Aż mi się niedobrze zrobiło. W ogóle dlaczego on próbuje potwierdzić swoją śmieszną teorię jakimiś gazetami? Naprawdę jest AŻ TAK głupi?!

        Muszę kończyć, bo zaraz czeka mnie "miła" rozmowa z tymi durnymi gwiazdkami. Resztę rozmowy, jak i dzisiejszy trening opiszę jak wrócę. Przepraszam...

2 komentarze:

  1. Króciutki wpis do powiernika, ale jak zwykle świetny! :)
    Sergio hm... już mi się podoba jego charakter.
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny rozdział, uwielbiam twoje opowiadanie
    Czekam na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń

Tu wpisz komentarz