poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 7

I znowu data,  godzina i miejsce...

Drogi powierniku!

          Od wesela troszkę się pozmieniało. Zbliżyliśmy się do siebie z Sergio i wydaje się, że wszystko jest dobrze. Jedynym minusem jest zapowiadający się tydzień bez seksu, ale wszystko po kolei. 

           Z racji tego, że pełnię nową funkcję w klubie musiałam wybrać się na Mini Estadi, na mini Gran Derbi. Byłam pozytywnie nastawiona, bo umówiłam się na spotkanie z Cescem. Teraz zastanawiam się po co mi to było. Tylko się zdenerwowałam niepotrzebnie i rozkleiłam. Ciąglę się rozklejam, a szczególnie na widok dzieci. Cały mecz przegadałam z Cesciem i wydawało się, że będzie miło. Nasi chłopcy pokonali Barcelonę 3:1 a ja mam tylko kilka siniaków na biodrach od obejmowania mnie (Cesc jest bardzo silny i mało delikatny). Wszystko było pięknie, ładnie dopóki poraz czwarty nie wyszłam do toalety (ja mam chyba jakieś problemy z pęcherzem, czy coś, bo ciągle latam siusiu). On poszedł za mną. Wszedł ze mną do środka i przyparł mnie do ściany, jak zawsze gdy miał ochotę na zbliżenie.
          -Francesc, ja mam chłopaka - powiedziałam, po czym go odepchnęłam. On sobie nic z tego nie zrobił, i znowu się do mnie przybliżył. Próbował mnie pocałować, lecz odwróciłam głowę. Nie mogłabym zrobić tego Sergio. Sama nie wierzę, że to piszę, ale dobrze mi z tym palantem i chyba zaakceptowałam to, że "jesteśmy razem".
          -Oj Francesco kochanie, jestem Twoim mężem i biorę co moje, Poza tym wiem, że Cię to podnieca. Zawsze Cię podniecał ostry seks- powiedział, całując mnie w szyję. Jego pocałunki wydawały mi się obleśne. Nie wiem jak kiedyś mogło mnie to podniecać. Jeszcze chwilę próbował się do mnie dobierać, ale czując, że nic nie wskóra postanowił sobie odpuścić i sprawdzić, czy nie ma podbitego oka. (No co, musiałam jakoś się bronić). Zastanawiam się co mu do łba strzeliło, żeby tak brutalnie się do mnie dobierać. Albo był już pijany, albo pod wpływem narkotyków, co mu się często zdarzało. Niemniej jednak postanowiłam zataić tę sprawę przed Sergio. Niepotrzebnie by się zdenerwował.


          Wspominałam już, że dzieci są słodkie, a najsłodsza jest bratanica Sergio- Daniela? Wczoraj odwiedzili nas rodzice i rodzeństwo Sergio. Ja oczywiście dowiedziałam się o tym na końcu, bo Sergio albo jest taki nieogarnięty, albo nie liczy się z moim zdaniem, gdyż postawił mnie przed faktem dokonanym. Wróciłam z pracy zmęczona, wyklinając pod nosem na Mourinho i jedyne na co liczyłam to porządny masaż. Widok jaki zastałam dalece różnił się od moich marzeń. Zamiast czekającego na mnie z winem, boskiego, na wpół roznegliżowanego Sergio, zobaczyłam jego rodziców i brata z rodziną pijących kawę z mojej chińskiej porcelany. Ja kiedyś zabiję tego idiotę! Ta zastawa jest tylko ozdobna. To pamiątka po mamie, jedna z dwóch jakie tata przechował. Gdyby coś jej się stało... Nie chciałam już robić afery przy gościach, którzy bądź, co bądź odwiedzili i mnie, więc z wymuszonym uśmiechem podeszłam się przywitać. Czułam się spięta poznając, być może, przyszłych teściów, ale nie okazałam tego. Po przywitaniu się z wszystkimi i opowiedzeniu nieco o sobie (dużo tego nie było, bo przecież "Sergio nam tyle o Tobie opowiadał") dowiedziałam się kilka ciekawych rzeczy. Otóż jesteśmy parą od pół roku (ja naliczyłam 5 tygodni, ale widocznie nie umiem liczyć), planujemy wspólną przyszłość (pierwsze słysze, ale podoba mi się ten pomysł) i   oczywiście z chęcią odwiedzimy ich w Sevilli, bo myśleliśmy nad tym wcześniej (ja nawet nie wiem gdzie oni dokładnie mieszkają, bo jaśnie pan uznał chyba, że to mało ważna informacja. Nie mniej jednak wypiliśmy białą herbatę (ja innej nie pijam, a Sergio widzę przejął ode mnie nawyk) i musieliśmy się pożegnać. Szybko posprzątałam bałagan, lekko sprzeczając się z Sergio o te wszystkie kłamstwa.

          Podczas zmywania naczyń poczułam jego gorący oddech na szyi. Sergio zaczął delikatnie masować mój kark. Co prawda nadal byłam poirytowana faktem, że nie raczył mnie łaskawie powiadomić o wizycie swojej rodziny, ale jak można się gniewać na półnagiego sportowca, z ciałem greckiego boga, z dłońmi masażysty i to we własnej kuchni ? Z moich ust wyrwało się mimowolne westchnienie, jeszcze chwila a zacznę mruczeć jak rasowy kot! (Swoją drogą czym różni się mruczenie rasowego kota od mruczenia zwykłego dachowca.) Dlaczego on na mnie tak działa?

         Z ulgą wytarłam ostatnią delikatną filiżankę i odłożyłam ją na ściereczkę. Postanowiłam że przecież mogę się dziś świetnie zabawić, jednocześnie odgrywając się na Sergio. W mojej głowie tworzył się iście szatański plan. Odwróciłam się udając że nie zauważyłam jego obecności, "przez przypadek" otarłam się o niego i ruszyłam kocim krokiem w stronę salonu, delikatnie muskając ścianę opuszkami palców. W tej chwili ten  mój "plan" wydał mi się co najmniej dziecinny. Jednak nie należę do osób które szybko się poddają. Co to, to nie! Prawdę mówiąc zaintrygowane spojrzenie Sergio zmotywowało mnie do dalszych działań. A co! Jak szaleć to szaleć!

         Pewnym krokiem ruszyłam do sypialni. Ucieszyłam się z powodu tego, że kuchnia była praktycznie naprzeciwko i nie musiałam się przemęczać. Powolnymi ruchami zaczęłam ściągać z siebie ubrania, po czym  założyłam koszulkę należącą do mojego chłopaka (mam nadzieje że czystą, bo w pokoju walało się mnóstwo jego ubrań). Dziarskim krokiem ruszyłam do lodówki, świadoma tego, że nie mam na sobie nic prócz bielizny i (mam nadzieję, że nieprzepoconej) koszulki Sergio.
          -Długo zamierzasz grać ze mną w te gierki?- spytał spoglądając na mój tyłek (a więc moje wysiłki się
opłaciły)
          -Nie mam pojęcia o czym mówisz- powiedziałam kładąc na blacie kubek, specjalnie sięgając do najwyższej szafki po cukier (co mogło go zdziwić, bo zwykle nie słodzę). - Może cukru?- Oczywiście jak to na mnie przystało, musiałam palnąć coś głupiego. On niespodziewanie odwrócił mnie do siebie i namiętnie pocałował. Byłam zaskoczona, próbowałam się wyrwać, lecz po chwili z równą żarliwością oddawałam jego pocałunki. Rozległ się brzdęk tłuczonego szkła. Sergio uniósł mnie delikatnie i nie przestając mnie całować posadził mnie na blacie, po czym zaczął rozdzierać koszulkę w którą byłam ubrana, i która oddzielała nas od siebie.Byłam na siebie wściekła, że ją w ogóle ubrałam. Oczywiście on musiał mieć na sobie te przeklęte, obcisłe jeansy, które tak świetnie na nim leżały. I jak teraz zdołam to zatrzymać? Zsunęłam się z blatu z Sergio, który się do mnie uczepił niczym pijawka. Nieprzyzwoicie przystojna i seksowna pijawka.

          Nie! Stanowczym ruchem odsunęłam się od niego. On spoglądał na mnie z tym swoim nieprzyzwoitym, leniwym uśmiechem na ustach. (Kim jesteś i co zrobiłeś z Ramosem? W sumie nieważne. Jeśli go porwałeś przetrzymuj go nadal.) Zamyśliłam się, przez co przy próbie cofnięcia się i ucieczki przewróciłam lampę. Przywarłam do ściany. On podszedł i odsunął niedbale przewrócony mebel, nieoczekiwanie złapał moje nadgarstki i unieruchomił mi je tuż nad głową. Odchyliłam głowę, pozwalając by dłoń Sergio delikatnie muskała mój policzek. On przyciągnął mnie do siebie bliżej, po czym brutalnie założył 
moją nogę na swoje biodro. Było to silne a zarazem tak cudownie słodkie. Poczułam że mogłabym polubić te zwierzęcą wersje mojego mężczyzny, który w międzyczasie uwolnił na chwilę me dłonie. Bez chwili namysłu schyliłam się i wymknęłam z jego uścisku, przemykając pod jego ramieniem. Spojrzałam na niego. Cały kipiał z pożądania. Przesunęłam kusząco palcem po dolnej wardze (podchwyciłam ten trik z pewnej beznadziejnej komedii romantycznej, do której obejrzenia zmusił mnie ten idiota).
Idąc tyłem wpadłam na stolik do kawy, który upadł tuż pod jego nogami. On zdawało się tego nie zauważył, bo mim  tego szedł na przód i wpadł prosto na mnie wbijając mnie tym samym z impetem w kanapę. 

          Usłyszałam coś na kształt kroków dobiegających od strony sypialni. Przecież ja i on jesteśmy tu, więc kto to może być? - pomyślałam, nie sądząc, że zagadka tak szybko się wyjaśni. Zza drzwi wyłoniła się Daniela. Podeszła do nas stanowczym krokiem, po czym powiedziała, a właściwie krzyknęła:
          -Przepraszam bardzo co tu się wyrabia? Nie wiem czy wiecie, ale ktoś tu próbuje usnąć! Dlaczego ciocia jest prawie naga? I co się śmiejesz wujku? Ja... ja powiem wszytko babci!
- skończywszy monolog tupnęła nogą i jak gdyby nigdy nic poszła z powrotem do sypialni Sergio, pomrukując coś po drodze.  Przez moją głowę przewinęło się tysiące myśli. Przyznam, że nie spodziewałam się usłyszeć czegoś takiego z ust pięciolatki. Taki wstyd. A co, jeżeli ona rzeczywiście to komuś wygada? Z drugiej strony, pewnie nawet nie jest świadoma tego co wyprawiam z jej wujkiem nocami. A w ogóle to co ona tu robi? Czy jej rodzice o tym wiedzą? Kto jej pozwolił tutaj nocować? - Ostatnie 3 pytania wypowiedziałam na głos, po czym spojrzałam na Sergio. Nie odezwał się, lecz po jego minie można było wywnioskować, że jest tak samo speszony i zdziwiony jak ja, a może nawet bardziej. Niewiele myśląc poszliśmy do niej, zażądać wyjaśnień. Na szczęście jeszcze nie spała.


           -A więc może wyjaśnisz nam moja panno co tu robisz!- krzyknął do niej Sergio. Widziałam jak jest nabuzowany, więc objęłam go, tym samym dodając mu otuchy (i trochę dlatego, żeby ukryć moje, bądź co bądź, prawie roznegliżowane ciało).
          -Kochanie spokojnie. Nie krzycz na nią.- powiedziałam, po czym usiadłam na łóżku obok nieźle wystraszonej Danieli. Swoją drogą czy ja naprawdę powiedziałam do niego 'kochanie'?-Danielko powiedz mi, czy Twoi rodzice wiedzą, że tu jesteś?
          -Oj ciocia oczywiście, że wiedzą. Wujek Sergio przecież się zgodził, żebym tu została. Tatuś pytał dwa razy czy to nie będzie dla was kłopot, a wujek powiedział, że nie.- popatrzyłam na Sergio. Z jego twarzy można było tak wiele wyczytać. Musiał czuć się ogromnie zaniepokojony słowami małej.
          -Sergio, czy to prawda?- spytałam ze stoickim spokojem, lecz w środku się we mnie gotowało. Jak on mógł się na to zgodzić nie informując mnie o tym? No jak?
          -Tak. Chyba tak. Nie pamiętam.-miałam ochotę na niego nawrzeszczeć, ale chyba nie powinnam przy dziecku. Nie dam jej odczuć, że jej wujek jest idiotom, który zgadza się bezmyślnie na wszystko.
          -Tak wujku powiedziałeś. Nawet jak z Tobą przez telefon rano rozmawiałam to się zgodziłeś, żebym została na tydzień. - no tak, to tłumaczy dlaczego w pokoju jest różowa walizka oraz dlaczego ona leży przebrana w piżamkę.
          -A dlaczego skarbie nie poprosiłaś o kolację, tylko zamknęłaś się w sypialni?-zapytałam, przybliżając się do dziewczynki. Widziałam, że potrzebuje ciepła i opieki. A może to ja potrzebowałam jej bliskości? Sama już nie wiem.
          -Oj, bo trochę się bałam. Nie pytaj czego, bo i tak Ci nie powiem, ale u was to chyba jakieś duchy są.- nie wiem co miała na myśli, niemniej jednak chyba nastraszyła tymi duchami Ramosa.
          -Spokojnie, nie ma czego się bać. Jak chcesz ja i wujek zaczekamy z Tobą, aż uśniesz. Jutro porozmawiamy- powiedziałam całując ją w czółko. Ona tylko kiwnęła głową, a Sergio położył się koło nas. Leżeliśmy tak w trójkę, dopóki mała nie usnęła, a ja w tym czasie zastanawiałam się, czy właśnie tak wygląda szczęśliwa rodzina.


***
I jest już siódmy rozdział. Mam nadzieję, że tym razem długość się podoba ;) Po raz kolejny bardzo bym chciała podziękować Karolinie, bez której nie powstałaby znaczna część rozdziału.
Proszę o szczere komentarze. 

sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 6


Data,  godzina, itd.
Drogi Powierniku!

          Byłam z Ramosem na weselu i nie wiem czy się cieszyć z przebiegu wydarzeń, czy spalić ze wstydu za jego zachowanie. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony po raz pierwszy od dłuższego czasu jestem szczęśliwa, z drugiej... Chyba już nigdy nie spojrzę w oczy Dolores. Ale chyba było warto.

          Nie wiem jak to się stało, że zgodziłam się pójść na tę imprezę. Może sprawiła to wizja przygód z Sergio pod wpływem alkoholu, a może po prostu urok osobisty piłkarza, nie mniej jednak zdecydowałam się pójść. Oczywiście nie obyło się bez kłótni o moją sukienkę. Dlaczego? Otóż mój metroseksualny chłopak, który (wstyd się przyznać) bardziej zna się na modzie niż ja wymyślił sobie sukienkę do flamenco. Tak. Miałam pójść na wesele w sukience do flamenco. Wydaje mi się, że mój wybuch śmiechu oznajmił Sergio co myślałam o jego pomyśle, bo po chwili pojechaliśmy na zakupy. I powiem Ci jedno: to był pierwszy i ostatni raz, gdy pojechałam z nim na zakupy. To był koszmar. Zjeździliśmy pół Madrytu za jedną głupią sukienką, a wróciliśmy z pełnym bagażnikiem ciuchów i... bez sukienki. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że 3/4 ubrań, które kupiliśmy to ubrania dla Sergio. Ja kupiłam sobie jedynie leginsy i kilka T-shirtów. W dodatku ten idiota wtargnął mi do przymierzalni. Taki wstyd! Żeby jeszcze zrobił to dyskretnie, po ludzku. Ale nie, on musiał zamaszyście odsłonić zasłonkę i wszyscy ludzie, którzy byli w sklepie widzieli mnie w samej bieliźnie. No ale wróćmy do sukienki. Ten pajac postawił mnie przed faktem dokonanym i na weselu byłam w kreacji zakupionej przez jego siostrę Miriam (która tak nawiasem mówiąc nie wygląda na jego siostrę, może dlatego, że niegłupia z niej babka). Przyznam szczerze, że nie wyglądałam źle. Ba, powiem więcej - do twarzy mi w błękicie. Ubrawszy do niej 15-centymetrowe, czarne szpilki nie prezentowałam się fatalnie przy, jak zawsze, idealnym Sergio. Jedyną jej wadą, jak się później okazało, była długość, ale o tym zaraz.

          Nie wiem co myśleć o pewnej sytuacji, jaka miała miejsce podczas ceremonii. W sumie nie ma już o czym myśleć, bo sytuacja ta przyniosła nieodwracalne, aczkolwiek niezwykle przyjemne skutki. Otóż po, o dziwo punktualnym, przybyciu na ceremonię, przywitaniu się ze wszystkimi itd. wszyscy zaczęli powoli zajmować miejsca. Ja nawet nie zauważyłam, że idę z Sergio za rękę. Za bardzo zajęta byłam podziwianiem tych pięknych dekoracji i próbą chodzenia w szpilkach. Nie do wiary, że zwykły ogród można przemienić w takie cudo ! Na środku ogrodu był "dywan" z płatków białych róż. Po obu jego stronach ustawione były białe krzesła, przyozdobione dodatkowo kwiatami. Ogólnie wszystko wyglądało tak... tandetnie i romantycznie, ale na swój sposób pięknie. A może to mój partner tworzył wokoło iluzję piękna... Nie umiem teraz tego ocenić. W każdym razie nie skupiajmy się tu na walorach wizualnych, a na wydarzeniach jakie miały miejsce. Usiedliśmy z Sergio w ostatnim rzędzie i przez pierwsze 15 minut staraliśmy się sprawiać wrażenie, iż interesuje nas cała ceremonia. Po jakimś czasie on z szelmowskim uśmiechem położył mi rękę na kolanie. Speszona całą sytuacją pośpiesznie zabrałam jego rękę.Ale on nie odpuścił tak łatwo, i już po chwili znowu poczułam na swej nodze jego dotyk. Zaczynając od kolana, stopniowo "jechał" ręką coraz wyżej. Poczułam jak robię się cała czerwona. Próbowałam jakoś zabrać tę jego rękę, ale bezskutecznie. On w tym czasie zaczynał sobie coraz śmielej poczynać, gładząc wewnętrzną stronę moich ud. Byłam zaskoczona gdy poczułam jego dłoń przy krawędzi sukienki, spojrzałam na niego, on nie zaprzestawał i posuwał ręke coraz wyżej. Zaczerwieniłam się, a on,on... wyglądał jak gdyby nigdy nic! Siedział tam niewzruszony niczym posąg greckiego boga, a ja z przygryzioną wargą, cała czerwona i zakłopotana uciekałam wzrokiem. On jest okropny! Kto wie, jakby to potoczyło się dalej, gdyby nie fakt, że musieliśmy wstać. Z racji tego, że nie umiem chodzić na szpilkach, dla własnego bezpieczeństwa i poniekąd też przyjemności "oparłam" się o Sergio. Jemu najwidoczniej strasznie się to spodobało, bo musnął mój policzek swym kilkudniowym zarostem. Jego ręka z moich pleców przesuwała się coraz niżej i niżej... aż w końcu poczułam ją na swoim pośladku. Byłam zakłopotana. Zaczerwieniłam się lekko. No dobra, co Cię będę oszukiwać - byłam bardziej czerwona niż kartka z zeszytu Sergio, na której nauczycielka zaznaczała błędy ortograficzne. Usłyszałam jego namiętny głos "Udaj, że jest Ci niedobrze, to skoczymy gdzieś milej spędzić czas..." Poraz kolejny miałam ochotę go rozszarpać. Zamiast tego stanęłam mu obcasem na stopie, przez co się zachwiałam i wtuliłam mocniej w jego ramiona. Starałam się jakoś opanować, bo nie chciałam, aby ktokolwiek zauważył jak reaguję na jego dotyk.

          Reszta ceremonii odbyła się bez większych incydentów, bo pozwoliłam mu pobawić się moimi loczkami (tak, ja miałam loczki, też się sobie dziwię). Nawet przy składaniu życzeń parze młodej nie popełnił żadnej gafy, co bardzo mnie zdziwiło, zważywszy na to jaką "przemowę" przygotował sobie w domu. Nawet podczas tańca zachowywał się w miarę przyzwoicie, tylko od czasu do czasu łapiąc mnie za tyłek. Ale Sergio to Sergio, wiadome więc było, że spokój nie potrwa długo. O północy przyszedł czas na oczepiny - panna młoda miała rzucać swym okazałym bukietem. Wszystkie panny (naturalnie oprócz mnie) ustawiły się w kółku, a ja prawie zostałam tam wepchnięta przez mojego chłopaka. Gdy, piąty raz tłumaczyłam mu dlaczego tam się nie ustawię, myślałam że odpuści. Nie odpuścił. Poszedł tam i sam złapał dla mnie ten bukiet. Zdenerwowałam się i wyszłam na zewnątrz, lecz szybko wróciłam, bo było bardzo zimno. Żeby się ogrzać założyłam jego marynarkę. Napiłam się drinka, potem kolejnego, i kolejnego. Wtedy powoli zaczęła przechodzić mi złość. Porwałam go na parkiet i przetańczyliśmy pół nocy. Czułam się jak wtedy na wieczorze panieńskim. Znowu dałam ponieść się emocjom i znowu tego żałuję. Czy moje życie już zawsze tak będzie wyglądać?


*********
Przepraszam, że tak późno, ale dopadł mnie kryzys twórczy. Ten rozdział nie powstałby, gdyby nie Karolina, Weronika i Agata, którym bardzo dziękuję za pomoc. Liczę na szczere komentarze.