poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 9

         
Data, godzina, miejsce, czy jakoś tak.

Powierniku ! 

           Chyba powinnam moje życie spisać na straty. Wszystko mnie denerwuje, na każdym się wyżywam, kłamię nawet w powierniku... Zaczyna irytować mnie ta sytuacja z Danielą. Chyba czuję się zazdrosna o względy Sergio. Kto by pomyślał, że ja, taka zimna suka, nie bawiąca się w miłość będę zazdrosna o faceta? Kto by pomyślał, że zacznę potrzebować czułości, że będę chciała, aby okazywano mi, że jestem najważniejsza, że liczę się tylko ja, taka jaka jestem. Kto by pomyślał, że tak zmienię podejście do życia? Zaczynam się nad sobą użalać bardziej niż przy pierwszym wpisie. W którym z resztą sporo nakłamałam. Jak bardzo zdesperowanym trzeba być, żeby kłamać powiernikowi? Jak bardzo trzeba być zdesperowanym. żeby oczekiwać miłości od pliku tekstowego? Czy ja naprawdę jestem taka zła jak pisałam? Czy nie zasługuję na to, aby kochać i być kochaną.
          Od śmierci taty nie wiem co to miłość. Żaden z moich ponoć chłopaków mnie nie kochał. Ja też ich nie kochałam. Nie potrafiłam. Kocham tylko jedną osobę, a on tylko siedzi z tą swoją Danielą. To ja jestem jego dziewczyną i domagam się okazywania czułości! Jejku, jak to brzmi. Jak jakiś krzyk desperatki. Ale czego ja od niego oczekuję, skoro sama nie chcę, nie potrafię okazać mu ile dla mnie znaczy. Wiecznie na niego krzyczę, a potem rzucam się z pocałunkami oczekując seksu na zgodę. Ale to już mi nie wystarcza. Chcę się czuć potrzebna, bo właśnie tego brakuje mi z dawnego życia. Chcę wiedzieć, że kogoś obchodzą moje rady, że dzięki nim jest mu lepiej. Chcę wiedzieć, że on, że Sergio wie, że jest najważniejszy, ale nie mogę mu tego powiedzieć wprost. Nie to, że nie chcę. Ja nie mogę. Jest coś we mnie, co zabrania mi tego. Coś, przez co teraz cierpię. To mnie ogranicza. Nigdy nie sądziłam, że skutki uboczne wyzbywania się uczuć mogą być aż tak poważne. Ta niestabilność emocjonalna mnie dobija.
           Czasem, w dni takie jak teraz chciałabym mieć mamę. Chciałabym wiedzieć jak to jest, kiedy możesz porozmawiać z kimś o wszystkim. Owszem - miałam ojca, ale z nim nie dało się porozmawiać na takie tematy jak miesiączka czy inne aspekty dojrzewania. Chciałabym móc poczuć tę więź łączącą matkę z dzieckiem. Dlaczego ona mnie opuściła? Czy mnie nie kochała? Czy nie kochała taty? Czy nie wystarczaliśmy jej? Zadaję pytania na które znam odpowiedź, ale wiąże się ona z historią której nie chcę opowiadać. Nie dziś. Nie teraz. Teraz czuję się zagubiona. Czuję w sercu jakąś pustkę. Czy ona ma coś wspólnego z wczorajszymi słowami Marii, mamy Ikera? Nie wiem. Wiem tylko, że nie wytrzymuję bez seksu. Nie wytrzymuję bez bliskości. TAKIEJ bliskości. Może lepiej będzie jak skończę użalać się nad sobą i opowiem co wydarzyło się wczoraj. Może to pozwoli mi jaśniej spojrzeć na tę sprawę.
         Gdy wróciłam do domu, po wbrew pozorom, miłym popołudniu z Cesciem oczywiście dostałam opierdol. Bo on się martwił, nie wiedział gdzie jestem i, co najważniejsze, czy nie zepsułam mu samochodu. Był zaskoczony tym, że mam prawo jazdy kategorii B. Myślał, że mogę jedynie na motorze jeździć. Tak się fochnął, że aż nie chciał ze mną spać. Rozłożył się na kanapie w salonie i chrapał aż szyby dzwoniły. Jako, że honor nie pozwolił mi do niego pójść, cierpliwie czekałam, aż się złamie i przyjdzie. Ciągle zaglądałam do niego, czy to pod pretekstem wzięcia płyty, czy innym. Starałam się dać mu sygnał, że jest mi potrzebny, że chcę, aby był przy mnie, ale on uparcie mnie ignorował. Chyba zraniłam go tym, że tak po prostu zwiałam, nie mówiąc o niczym. Długo zastanawiałam się czy przeprosić. Przecież ja nigdy nie przepraszam. Cokolwiek by się nie stało, zawsze pretensjonalnie podkreślałam winę tej drugiej osoby. I choć wewnątrz czułam się fatalnie, na zewnątrz pokazywałam jaka to ja nie jestem silna i brałam na siebie zmartwienia innych. To dawało poczucie ulgi, sprawiało, że na chwilę zapominałam. Ale wróćmy do wczoraj. Zebrałam się na odwagę i widząc, że śpi, podeszłam i cicho wyszeptałam to trudne, ale jakże magiczne słowo. Okazało się, że nie spał. Zauważyłam, że uronił łzę. Natychmiast go przytuliłam, chciałam pokazać mu, że jestem, chciałam, żeby on też był. Chłonęłam jego bliskość. Przenieśliśmy się bez słowa do sypialni. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie Daniela, która nagle stwierdziła, że się musi poprzytulać. Do mnie. A najgorsze jest to, że takie przytulanie jej dało mi poczucie bezpieczeństwa. Coś jest ze mną nie tak. Czegoś mi brakuje. Moja podświadomość to wie, ale nie chce wyszeptać tego świadomości. Może sądzi, że jest jeszcze za wcześnie...
        Rano, korzystając z dnia wolnego, wybraliśmy się z Danielą do parku. Ja usiadłam na ławce, aby się poopalać, a Sergio zabrał bratanicę na plac zabaw. Zamknęłam oczy rozkoszując się słońcem i wtedy usłyszałam czyiś głos mówiący 'Zobacz Mateo, kogo spotkaliśmy, to ciocia Franci. Idziemy do niej?'. Już wtedy przeczuwałam, że to się skończy wizytą u fryzjera. Jak już kiedyś wspominałam Pani Maria, albo Maria jak to ona woli, aby do niej mówić, jest fryzjerką i prawie zawsze stwierdza, że potrzebna jest mi zmiana fryzury. Tym razem zauważyła nie tylko odrosty, ale miała też i czelność zwrócić mi uwagę, że przytyłam. Konkretnie do według niej zaokrąglił mi się brzuszek i powiększyły piersi. Wiedziałam, że ona ma na to swoją diagnozę, ale przeczuwałam, że nie chcę wiedzieć co to, dlatego skupiłam się na małym. Spojrzał na mnie tymi swoimi ogromnymi, brązowymi oczkami i wyciągnął rączki w moją stronę. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Zapewne mi się wydawało, ale zobaczyłam w jego oczach miłość. Wzięłam go na ręce i mocno przytuliłam. On, jak to na faceta przystało, od razu zaczął sprawdzać czy wszystkie krągłości mam na swoim miejscu. Ucałowałam go czule i posadziłam na kolanach. Zaczął się bawić moją bransoletką gaworząc przy tym słodko, a ja zajęłam się rozmową z jego babcią. Czułam się wtedy taka szczęśliwa. Maria znowu zaczęła mi marudzić, dlaczego rozstałam się z Ikerem i czemu to nie ja będę matką jej drugiego wnuka. Ona chyba nie lubi Sary. Cały czas mi powtarzała, że dziecko musi mieć dwie babcie i, że gdybym kiedykolwiek zaszła w ciążę ona się mną zaopiekuje, że jestem dla niej jak córka, której nie ma. To wszystko było takie miłe i takie szczere, że nie wiedziałam co o tym myśleć. I wtedy z 'odsieczą' przybyło cudowne dziecko Rene Ramosa wydzierając się na cały park 'wuuuuuuuuuuuuujkuuuuuuu, dlaczego nie powiedziałeś, że ciocia ma dzidziusia?!' i przybiegając do mnie w celu zobaczenia tej małej, słodkiej istotki. Długo zajęło nam tłumaczenie tej dwójce kim naprawdę jest Mateo. Sergio wymusił na mnie obietnicę, że gdyby kiedyś, no zdarzyło mi się mieć dziecko, on dowie się o tym pierwszy. Daniela zaś zakumplowała się z Panią Marią i poszły na mały spacer po parku, zostawiając mnie i Sergio samych. Wydawało mi się, że to będzie świetna okazja, żeby po prostu ze sobą pobyć, żeby czuć swoją bliskość. Jednak usiedliśmy w dużej odległości od siebie, pogrążając się, każdy w swoich, przemyśleniach.
          Cóż, trzeba było przełamać jakoś tę ciszę, więc gdy wrócili ze spaceru, zaprosiłam wszystkich na lody. Jak zawsze brzydziłam się egzotycznymi owocami, tak teraz zamówiłam deser o smaku mango, avocado i pomelo. Tę drobną zmianę zauważyła mama Ikera, ale postanowiła przemilczeć ją publicznie. Wpatrywałam się w Sergio, w to jak bawił się z Danielą i poczułam w środku ulgę. Nie wiem czemu, ale pomyślałam o tym, że będzie świetnym ojcem. Może lekko roztargnionym, ale miłości nigdy mu nie zabraknie. O to martwić się nie muszę. Gdy zjedliśmy lody, Maria stwierdziła, że musi spędzać więcej czasu ze mną, więc wyciągnęła mnie na małe zakupy. Użyła do tego podstępu. Otóż, każdy z nas wie, że Ramos czasem zachowuje się dziecinnie, także szybciej niż jego bratanica nabrał się na to, że będę bardzo zadowolona jak zrobią mi niespodziankę i przygotują kolację. Cóż... kazanie mu gotować nie było dobrym pomysłem, bo... jakby to delikatnie powiedzieć... wisi mi komplet garnków i patelni. Próbowali zrobić spaghetti, znaleźli przepis w mojej książce kucharskiej. Tam są takie oznaczenia, jedna czapka kucharska- danie łatwe, dwie- średnie, trzy- trudne do wykonania. Mój chłopak zinterpretował to po swojemu i uznał, że 2 czapki oznaczają, że do tego dania potrzebnych jest dwóch kucharzy. Chyba przecenił swoje możliwości, dlatego w końcu zamówili pizzę. Ale po tym co usłyszałam od Marii nie mogłam nic przełknąć. Jak ona mogła w ogóle tak pomyśleć? Że niby ja z nim? W ciąży? Większych bzdur nie usłyszałam od czasu, gdy Sergio powiedział, że ładnie wyglądam w sukience. Przecież ja mam grube nogi i brzuch... O matko! Faktycznie przytyłam! Ale to nie może być ciąża. Przecież mam założoną spiralę i biorę tabletki i... Nie, ona sobie ze mnie żartowała. Pewnie to zemsta za to, że nie jestem już z jej synkiem. Tak, to na pewno to. A teraz idę na trening.


Następny dzień, wczesna godzina, inne miejsce.

Powierniku !

             Chciałam Cię najpierw przeprosić, że nie zaglądam do Ciebie prawie dwa tygodnie, ale najpierw nie miałam czasu, a później brakowało mi sił. Ostatnie dni to jakaś katastrofa. Leżę w szpitalu, podłączona do różnych aparatur, a powinnam być w tej chwili na chrzcinach. Dopóki Sergio nie przywiózł mi laptopa, patrzyłam się tępo w sufit, albo w prezent od niego. On... on jest taki szczęśliwy, a mnie to przeraża. Chyba nie jestem jeszcze na to gotowa.  Muszę szybko przelać me uczucia, bo on niedługo wraca z treningu. Cud, że się zgodził na niego pójść. Od trzech dni siedzi przy mnie praktycznie bez przerwy i opowiada o naszej wspólnej przyszłości. Chwilami, kiedy myśli, że śpię, widzę, że jest mu ciężko, że chyba się martwi. I nie mogę znieść tego jak na mnie patrzy, kiedy wychodzi. Przecież tak naprawdę nie martwi się o mnie. To nie o mnie się troszczy, bo ja na to nie zasługuję. Nie zasługuję na miłość. Nie.
          Ale może zacznę od początku. Ostatnio źle się czułam i wymusiłam na lekarzu zwolnienie. Nie miałam siły wstać z łóżka, wymiotowałam, drażniło mnie światło... Wszystkie objawy pasowały do jakiejś tam wirusowej choroby, i taką też usłyszałam diagnozę, zaczęłam brać tabletki przeciwwirusowe. A one wcale nie sprawiły, że czułam się lepiej. Wręcz przeciwnie, zaczęłam mieć po nich zawroty głowy i podniesienie się z łóżka o własnych siłach było praktycznie niemożliwe. Sergio przez ten czas zachowywał się cudownie. Opiekował się mną, a gdy wychodził na treningi, czy musiał wyjechać na zgrupowania, pilnował, żebym nie zostawała sama. Siedziała ze mną Maria, która traktowała mnie jak małe dziecko. Sergio przed każdym wyjściem spędzał ze mną możliwie jak najwięcej czasu, mówił, że będzie strasznie tęsknić i dzwonił co chwilę pytać jak się czuję. 3 dni temu okazało się, że jestem pilnie potrzebna w Valdebebas. Starałam się jakoś wytłumaczyć prezydentowi, że raczej niemożliwe, abym tam dotarła, ale po raz pierwszy, odkąd tu pracuję na mnie nawrzeszczał, że jeśli się nie zjawię w ciągu dwóch godzin w sali konferencyjnej - stracę tę pracę. Chcąc, nie chcąc, poczekałam na Sergio, który stwierdził, że musi mnie tam zawieźć osobiście i pilnować, nafaszerowana prochami zajechałam na miejsce. Tam czekali na mnie Cesc i Iker. Na początku zdziwiona byłam obecnością tego pierwszego. Później przypomniało mi się o zbliżającym się Gran Derby. Już na wejściu wiedziałam, że na pewno wezwano mnie tu nie bez powodu. Prezes zażądał, abym ich pogodziła, gdyż niby kłócili się o mnie. Tak naprawdę, chodziło im, o to, abym rozsądziła, który potrafi sprawić kobiecie więcej przyjemności. Jak Sergio kocham, gdybym miała siłę wstać z fotela wyrwałabym im obydwóm jaja i żaden już nigdy nie zadowoliłby kobiety. Moja bezsilność mnie przerażała. Porozmawiałam z nimi chwilkę, a potem pamiętam już tylko ciemność...
              Okazało się, że mój organizm nie wytrzymał tego stresu i zemdlałam. Przebudziłam się tu w szpitalu, skrajnie wyczerpana, podłączona do różnych aparatur. Nie miałam sił, aby otworzyć oczy, więc spałam dalej, nieświadoma tego, co działo się poza szpitalem. Z opowiadań Sergio wiem, że całe moje omdlenie trzymano przed nim w tajemnicy. Iker i Francesc dostali absolutny zakaz informowania go co się stało, aż do zakończenia meczu. Gdy zapytał, gdzie jestem, odpowiedziano mu, że poprosiłam, aby zawieźć mnie do domu i że go bardzo przepraszam. Widział wcześniej, jak źle się czułam, dlatego im uwierzył, tym bardziej, że Iker wszystko potwierdził i dodał mu otuchy. W końcu przyjaźnią się już prawie 8 lat... Nie miał nawet czasu, żeby zadzwonić, bo cały czas go czymś zajmowano. Na mecz wyszedł z pewnością, że mam włączony telewizor. Zdążył nawet strzelić gola, którego, jak twierdzi zadedykował właśnie mi. Wygrywaliśmy różnicą trzech bramek, a Iker pokazywał wszystkim, dlaczego to on powinien bronić, a nie Diego. W końcu Cesc, mając już gdzieś wszystko i wszystkich, wyjawił Sergio prawdę. Doszło między nimi do ostrej bójki, oboje wylecieli z boiska i są zawieszeni na sześć spotkań. Francesc i tak by w nich nie zagrał, ze względu na swoją złamaną rękę. Ciekawe, kto mu ją złamał i dlaczego na tak głupi pomysł mógł wpaść tylko Sergio. 
          W każdym razie, gdy się obudziłam był przy mnie. Powiedział tylko 'kochanie...' i wtulił się we mnie mocno, głaskając mnie jednocześnie po brzuchu. Otumaniona lekami, nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. Chwilę później wyproszono go z sali i zajęło się mną kilkoro lekarzy i pielęgniarek. Mówili coś do mnie, że mam na siebie uważać, czemu brałam te leki, przecież to mogło się źle skończyć itd. Byłam otumaniona i źle się czułam w tej sali. Czekałam tylko, aż wyjdą i wróci Sergio. Chciałam, żeby znowu mnie przytulił, niekoniecznie głaskając po brzuchu i żeby mi powiedział co i jak. W końcu sobie poszli. Do sali wkroczył mój zmartwiony chłopak z małym pudełeczkiem w ręku. Poprosił mnie, abym otworzyła prezent, ale widząc, że nie mam siły, zrobił to za mnie. Rozwiązał kokardę i wyjął z pudełka malutkie buciki.
          - To będą pierwsze buciki naszego maleństwa- powiedział, po czym uśmiechnął się promiennie i dał mi buziaka. Pierwsza moja myśl - ale zaraz, jakiego maleństwa, o co chodzi? Chyba mu się coś pomyliło. On widząc moje zaskoczenie spokojnie, z uśmiechem na ustach wyjaśnił mi, że jestem w ciąży. Zrobili mi USG i według tego badania to około 10 tygodnia, czyli wszystko wskazuje na to, że maleństwo jest owocem pierwszej wspólnej nocy rodziców, w dodatku po pijanemu. Nie wiedziałam, nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Z uwagą wysłuchiwałam dalszej części opowieści. Te leki, które brałam... one nie są dla kobiet w ciąży. Na szczęście chyba nic się nie stało, aczkolwiek, żeby mieć pewność muszę wyrazić zgodę na badania, które wiążą ze sobą pewne ryzyko. Ja nie wiem, czy tego chcę. Boję się, że nie donoszę tej ciąży... to ponoć jest rodzinne, a moja mama... cóż, miałam mieć braciszka, ale mama poroniła. Tata mi o tym opowiadał. Tak bardzo przeżywała stratę drugiego dziecka, że nie wytrzymała psychicznie. Odeszła zostawiając to dziecko, które już miała, zostawiając mnie na zawsze... Zawsze potępiałam ją za to, że jak mogła aż tak kochać coś, czego nigdy nie widziała na oczy (nie traktowałam brata jako osoby). A teraz jestem w podobnej sytuacji, jest obawa, że stracę moją kruszynkę, że zawiodę Sergio, że podążę w ślady mamy... Boję się, tak cholernie się boję, a nie mam nawet komu o tym opowiedzieć. Boję się powiedzieć o tym Sergio, ale chyba będę musiała, bo decyzję o badaniach będziemy musieli podjąć wspólnie. To także jego dziecko, tego jestem pewna. 
           To wszystko mnie przytłacza. Wizja zostania rodzicem jest straszna, ale wizja niezostania jest jeszcze gorsza. Ja nie mogę stracić tego dziecka, tej kruszynki. Nie mogę zrobić tego Sergio. On.. on jest taki szczęśliwy. Martwi się, to naturalne w tym wypadku, ale jest naprawdę szczęśliwy i wizja zburzenia jego szczęścia przerasta moją wyobraźnię. Kocham go tak cholernie, ale nie potrafię mu tego powiedzieć, nie potrafię uzewnętrznić swojej miłości. Jedyne, co robię to staram się być jak najbliżej niego, kazałam mu leżeć obok siebie, chciałam, żeby on też czuł tę bliskość, wiedział jak wiele ona dla mnie znaczy, choć ja nie wiem, czy znaczy cokolwiek dla niego. Owszem, robi dla mnie więcej niż wszyscy, ale nie wiem, czy robi to z miłości, czy z litości, czy z poczucia obowiązku. Boję się, że dla niego nie jestem nikim więcej niż matką jego dziecka....
           Maria twierdzi, że on szaleje z miłości do mnie, że gdyby było inaczej nie budziłby jej w środku nocy, żeby sprawdziła jak się czuję. Jego mama, Paqui sądzi tak samo. Twierdzi, że w końcu jej synek jest szczęśliwy. Swoją drogą kiedy on zdążył ją o wszystkim poinformować? Czy nie miał nic lepszego do roboty, niż dzwonienie do rodziny? W sumie może chciał się pochwalić najbliższym. Gdybym miała bliskich, pewnie też bym tak zrobiła. Gdyby tata żył, promieniowałby radością. Tak bardzo chciał się doczekać wnuka... Ile razy powtarzał on Francescowi, żeby w końcu się postarał... On nie wiedział, że my tylko udajemy. Wierzył, że kochamy się tak mocno, że nasza miłość jest zdolna przetrwać nawet tak wielkie odległości. Nie wyprowadzaliśmy go z błędu. Przez jakiś czas naprawdę byliśmy razem. To było na samym końcu, gdy umierała nawet nadzieja. Cesc był dla mnie ogromnym wsparciem, tylko dzięki niemu jakoś to przetrwałam. Mimo, iż wiedziałam, jak skończy się jego choroba, długo nie mogłam uwierzyć w to, co nastąpiło. Wypierałam się tego, wmawiałam sobie, że on zaraz się obudzi, zadowolony, że udało mu się mnie nabrać. Przecież on nie mógł mnie tak po prostu zostawić. Dlaczego to musiało paść na niego... Ledwo przetrwałam okazały pogrzeb. Don Florentino, wiedząc o mojej sytuacji, zaoferował się wszystko zorganizować. Na tę ceremonię zjechało się tak wiele osobistości ze świata futbolu. Byli tam idole taty z dzieciństwa, moi idole z dzieciństwa, a także moi 'podopieczni'. Szczególnie cieszyłam się z obecności tych ostatnich, bo to oni nieświadomie pomogli mi wyjść z dołka. Skupiłam się na nich, zamiast myśleć o tym wszystkim i to było złe. Nie można w sobie dusić smutku, gniewu rozpaczy... Na koniec to wyniszcza i robi się z Ciebie taka typowa Francesca. Osoba nie znająca łez, będąca podporą dla innych, krytycznie-ironiczna nawet w takiej chwili! Wiem, że nie powinnam się nad sobą użalać. Nad tym, co jest teraz i nad tym, co minęło, ale... ja tak bardzo chciałabym wiedzieć jak to jest czuć wsparcie innych w takich momentach. Przecież to musi być cudowne uczucie. Może nawet tak cudowne jak obecność Sergio przy mnie. Może one mają rację i on serio mnie kocha. Ale to byłoby zbyt piękne. Nie pasowałoby to do mojego popapranego życia, w którym wszystko co dobre znika w jednej chwili, w którym jak się wali, to wszystko naraz. 
          Niedawno pisałam, że Sergio byłby wspaniałym ojcem. Teraz też tak uważam, ale podchodzę do tego z większym dystansem. W końcu rozmawiamy o kimś, kto zgubił dziecko na parkingu przy centrum handlowym! Jak ja wtedy na niego nawrzeszczałam... Pojechał z Dan na zakupy, bo mi zaczynały się te mdłości i utkwiłam w łazience. Wrócili z zakupów, wszystko pięknie ładnie, ale Daniela mnie wzięła na stronę. Powiedziała mi, że ona już nie chce z wujkiem jeździć sama, bo się boi, a potem się rozpłakała. Zanosiła się płaczem, opowiadając mi wszystko po kolei. Sergio kazał jej odwieźć wózek (bardzo mądre posunięcie ze strony tego pana, wysłać pięciolatkę, żeby odwiozła wózek- normalnie tylko bić przed nim pokłony) i powiedział, że musi jeszcze coś załatwić, i żeby czekała koło wejścia. Sergio też czekał na nią koło wejścia. Z tym, że ten geniusz nie zauważył, że do marketu jest więcej niż jedno wejście i stali po dwóch różnych stronach budynku. Zanim się zorientował minęło trochę czasu, lecz w końcu ruszył dupsko i znalazł zapłakaną Dan. Żeby z powrotem wkupić się w jej łaski, kupił jej najdroższą lalkę w sklepie (jakby to był wyznacznik miłości) i zawiózł do domu, prosząc, aby nikomu o tym nie mówiła. A to jest przecież tylko dziecko i musiała się wygadać, i wypłakać. Resztę dnia i ogólnie cały pobyt nie odstępowała mnie na krok. Nawet spała ze mną, wyganiając go z łóżka. Tak bardzo bała się, że to się powtórzy. Rozmawiałam z nią długo, próbując załagodzić jej lęki, a gdy ją odbierali, bez słowa wręczyłam jej ojcu wizytówkę dobrego terapeuty. Powiedział mi, że to nie pierwszy raz, gdy Sergio robi coś głupiego, ale tym razem przeszedł samego siebie. Prosił mnie też, żebym następnym razem, o ile Dan zechce do nas jeszcze przyjechać, to ja się nią opiekowała. W sumie dlaczego tego nie zrobiłam? Nie powinnam wtedy wysyłać ich do sklepu, tylko dlatego, że miałam ochotę na sałatkę grecką. To moja wina, to przeze mnie ona teraz będzie się bała. Z drugiej strony jestem w ciąży i muszę dbać przede wszystkim o moją kruszynkę. O moje małe szczęście, które skrzywdziłam, zanim się o nim dowiedziałam. Mogłam posłuchać Marii i zrobić chociaż głupi test. Ale nie, najmądrzejsza na świecie Cesca wolała obstawiać przy swoim i twierdzić, że w jej przypadku ciąża jest niemożliwa. 
         Ciąża, ciąża... jak ja mogłam wcześniej tego nie zauważyć? Wypierałam to słowo z myśli, jakby to była choroba taty. Może gdybym tego nie robiła, nie wylądowałabym tutaj i może nie martwiłabym się tak o każdą chwilę. Nie bałabym się usiąść, żeby nie zaszkodzić dziecku. Dlaczego ja byłam taka głupia? Dlaczego nie potrafiłam zauważyć, że spóźnia mi się okres? Aż tak byłam zaślepiona miłością? Będę beznadziejną matką. Już jestem. Teraz czeka mnie decyzja o tych badaniach. Wraca Sergio, więc razem ją podejmiemy. Trzymaj kciuki (tak, to niedorzeczne prosić o to plik tekstowy). Pa.

***
I znowu przepraszam, że zawiodłam. Mam nadzieję, że długość rozdziału wam to wynagrodzi. Tak jak zawsze liczę na szczere komentarze i zostawiam na siebie namiary (Ask, Twitter). Bardzo prosiłabym o rozpowszechnienie tego bloga. Chcę, aby jak najwięcej osób, mogło szczerze ocenić mą twórczość.
Pozdrawiam Gośka :*