niedziela, 6 stycznia 2013

Krótki wstęp + Rozdział 1

Hej.
To moje pierwsze opublikowane opowiadanie, więc liczę na szczere opinie i komentarze. Opowiadanie ma formę bardzo osobistego pamiętnika, a bohaterów poznacie w miarę rozwoju akcji. 
Miłego czytania :)


*********************************************************************************

Data. Godzina, miejsce.

Drogi pamiętniku!

Nie, nie pamiętniku. Jestem za stara na prowadzenie pamiętnika. Może dzienniku? Na to jestem zbyt nieregularna. Powierniku? To chyba najlepsze określenie twej funkcji.  A więc zacznę od nowa.

Drogi powierniku!

Jestem osobą tak beznadziejną, że nie potrafię nawet wymyślić dla Ciebie nazwy. Pogubiłam się we własnych myślach, uczuciach, stwierdzeniach. Czuję, że nie jestem już tą silną Francescą, co kiedyś. Zmieniły mnie studia, praca, może pewna osoba… Nie wiem sama. Wiem tylko, że nie podobam się sobie w tej „formie”. Chcę powrotu dawnej mnie - osoby zimnej, chamskiej, nieczułej i przede wszystkim nieposiadającej jakichkolwiek uczuć.
 Posiadanie uczuć jest beznadziejne. Codziennie przekonuję się o tym wysłuchując tych durnych gwiazdeczek przekonanych, że są najlepsi na świecie. No dobra, może mają rację, ale nie muszą się z tym tak obnosić. Jeden z nich zatrudnił sobie własnego chłopca od piłek, którego główne zadanie polega na wychwalaniu jego zagrań., a podawanie piłek schodzi na dalszy tor. Inny zaś sypie „błyskotliwymi” tekstami, które bawią wszystkich oprócz mnie. Czyżby dlatego, że dotyczą mnie samej? Nie wiem. Nienawidzę tego piłkarza i tyle. Działa mi na nerwy jak nikt inny. Na jego nieszczęście trafił na godnego przeciwnika. Już nie raz udowodniłam, że długie blond włosy nie idą w parze z inteligencją. Może dlatego je ściął. Może myślał, że dzięki temu nie będę umiała mu dopiec? Jego niedoczekanie. Mi teksty nigdy się nie kończą. Niech to sobie zapamięta. Ja to się dziwię jak oni z nim wytrzymują po treningach. Ja pracuję z nimi godzinę dziennie i mam go dość. Czasem mam dość ich wszystkich. Ogólnie mam dość tej pracy. Dlaczego więc tak nalegałam na przyjęcie mnie na staż do Realu? Głupie pytanie. Kocham Real Madryt od małego, więc to logiczne, że gdy nadarzyła się okazja, aby poznać go od środka nie mogłam wybrać inaczej. Ale gdyby nie tata nigdy bym się nie zdecydowała na przyjęcie tej propozycji. To on zaraził mnie miłością do futbolu, miłością do Realu. On uczył mnie zasad piłki nożnej, a gdy zdecydowałam się na występowania w kadrze kobiecej zawsze przychodził na moje mecze. Wszystko zmieniło się z chwilą, gdy zachorował.  Czerniak złośliwy kończyny dolnej. To zabrzmiało jak wyrok i to był wyrok. Przed śmiercią, tata powiedział mi, żebym zawsze walczyła o swoje, nigdy się nie poddawała i zaczęła patrzeć szerzej. Wtedy nie do końca rozumiałam te słowa, mimo, iż posiadam tytuł magistra psychologii. Teraz rozumiem. Muszę nauczyć się lepiej czytać między wersami. Wtedy odgadnięcie, dlaczego Casillas ma focha będzie dużo łatwiejsze. 
  Nigdy nie zapomnę tego uczucia, gdy po raz pierwszy weszłam na Santiago Bernabeu nie jako kibic, a jako część sztabu. To było miesiąc po tym jak zaczęłam tu pracować. Miałam wyciągnąć z dołka drużynę, zjednoczyć piłkarzy, załagodzić konflikty. Na początku nie było lekko. Przychodziłam na treningi i miałam wrażenie, że oni nie są drużyną, tylko grupką piłkarzy, których zmuszają do gry razem. Każdy z nich uważał, że to on jest najlepszy, najważniejszy i cała gra powinna toczyć się wokół niego. Musiałam im tłumaczyć, że piłka nożna to gra zespołowa. Rozumiesz? Tłumaczyć zawodowym piłkarzom zasady gry w piłkę? Spędzałam z nimi długie godziny tłumacząc im jak ważna jest współpraca i wzajemne relacje. A ile przy tym nerwów straciłam to moje. Ale teraz jest już dobrze. Zdobycie przez nich tytułu ligowego i pobicie tak wielu rekordów pokazuje jak się zmienili. Teraz zachowują się jak jedna wielka rodzina, której poniekąd jestem częścią. Moja praca została również doceniona przez selekcjonera reprezentacji Hiszpanii. Musiałam jechać z nimi na Mistrzostwa Europy, bo jeden z piłkarzy powiedział, że przynoszę im szczęście. Ciekawi mnie jedynie kto to był.
Podjęłam się niemożliwego. Ale ja lubię takie wyzwania. Im gorszy problem tym dla mnie lepiej. Mogę wtedy poświęcić mu większą część siebie. Myśląc o problemach innych zapominam o swoich zmartwieniach. Nie lubię o tym myśleć. Nie lubię doświadczać siebie, jako OSOBY. OSOBY, która również ma jakieś pragnienia, chcenia, myśli i emocje. Żeby być szczęśliwą muszę współgrać z tym, co przeżywają inni. Nie lubię traktować się, jako OSOBĘ. Ja nie jestem kimś, kto choć żyje z innymi, jest od nich odosobniony. Moje szczęście jest uzależnione od szczęścia innych. Taka jest prawda. Bolesna prawda.
Może powinnam się zmienić. Przestać zamartwiać się innymi i skupić na sobie. Na nowo odkryć w sobie uczucia. Może wtedy widok szczęśliwej, zakochanej pary nie przyprawi mnie o mdłości. Wyszłam z założenia, że miłość nie istnieje, dlatego, że sama tak naprawdę jej nie doświadczyłam. Nie chodzi tu o miłość rodzicielską czy braterską tylko o miłość do mężczyzny. O miłość wiążącą się z pożądaniem. No, bo spójrzmy prawdzie w oczy: wszyscy moi byli nie dawali mi tego, co potrzebowałam najbardziej.  Kiedyś sam orgazm nie wystarczał. Teraz jest nieco inaczej. Ale i tak gdzieś w środku mnie jest to pragnienie miłości. Fakt, silnie tłumione przez nienawiść, ale jest. Od czasu do czasu nawet się uaktywnia. Wtedy zwykle staram się nie dopuścić go do głosu, zignorować je. Gdybym postąpiła inaczej zburzyłabym to wszystko, nad czym tyle pracowałam. Boję się, że nie byłabym już tak silna jak teraz, że wszystko by mnie przerosło.
Musiałam szybko dorosnąć. Mamę straciłam w wieku czterech lat. Powiesiła się zostawiając mnie jedynie z tatą, który sam był jak duże dziecko. Teoretycznie miałam gdzieś dwie babcie a w praktyce nie znam ani jednej, ani drugiej. Teraz, odkąd tata nie żyje jestem zdana tylko i wyłącznie na siebie. Owszem, wpoiłam chłopakom, że wszyscy jesteśmy „jedną, wielką rodziną”, ale… Czasem żeby osiągnąć efekty trzeba powiedzieć coś, co nie do końca jest prawdą. Ja nawet nie pasuję do ich rodziny. Może i łączy nas miłość do Realu czy ogólnie do futbolu, ale ja… ja nie jestem popularną osobą. Mnie to nie kręci. Dlatego zawsze, gdy zapraszają mnie na konferencje prasowe, odmawiam im. Wolę skupić się na tym, co mam do zrobienia. Muszę sprawić, aby ich więzy jeszcze bardziej się zacieśniły. To jest mój cel.